„A myśmy szli i szli… przez tajgę, stepy…” Spotkanie z przedstawicielami Związku Sybiraków

„A myśmy szli i szli… przez tajgę, stepy…” Spotkanie z przedstawicielami Związku Sybiraków

W  75. rocznicę deportacji  Polaków zamieszkujących wschodnie tereny Rzeczpospolitej na „nieludzką ziemię”, Fundacja Obserwatorium Zrównoważonego Rozwoju oraz Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Wołomińskiej „Wołominiak” zorganizowały spotkanie pt. „A myśmy szli i szli… przez tajgę, stepy”. Spotkanie, które swoim patronatem objął Burmistrz Miasta Kobyłka Robert Roguski, odbyło się w Zespole Szkół Publicznych nr 3 w Kobyłce.  Bohaterami wydarzenia  były osoby, które przeżyły gehennę deportacji, a obecnie należą do wołomińskiego Koła Związku Sybiraków:  pani Maria Sobolewska – Honorowy Prezes i pan Wojciech Witek – prezes Koła ZS w Wołominie. W tej niecodziennej lekcji historii uczestniczyli: wicedyrektor ZS nr 2 Ewa Szymanowska, nauczycielki historii Barbara Śliwa i Agnieszka Gawrych oraz gimnazjaliści z klas III a i IIa.

28 września 1939 r. III Rzesza i ZSRR zawarły układ, w którym podzieliły Polskę. Ziemie, które dostały się pod okupację radziecką dołączono do marionetkowych republik: białoruskiej i ukraińskiej. Natychmiast zaczęto zacierać wszelkie ślady polskości tych ziem, głównie terrorem, zastraszaniem i deportacjami. Wywózki zaczęły się już w lutym 1940 r., następne były w kwietniu i czerwcu tego samego roku, a do ostatniej doszło na przełomie maja i czerwca 1941 r. Jako pierwszych do deportacji przeznaczono, uznanych za szczególnie niebezpiecznych, polskich żołnierzy z 1920 r., którzy otrzymali ziemie na kresach wschodnich. Za nimi na Syberię i do Kazachstanu pojechali zamożniejsi chłopi, pracownicy służby leśnej, policjanci, pracownicy służby więziennej i żandarmerii, ziemianie i urzędnicy. Wywożono ich całymi rodzinami, nikogo nie oszczędzając.  Taką akcję deportacyjną nazywano „oczyszczaniem”. Oczyszczaniem polskiej ziemi z jej najlepszych obywateli. Liczba Polaków wywiezionych w głąb Rosji nie jest do końca znana. Pierwsze ustalenia donosiły o 250 tysiącach wywiezionych w lutym 1940 r., 300 tys. deportowanych w kwietniu i 400 tys. w czerwcu. Obecnie ocenia się, że w latach 1940-1942 deportowano z ziem polskich od 880 tys. do ponad miliona osób.

Scenariusz był jeden. Nad ranem do polskich domów dobijało się NKWD, mieszkańcy dostawali kilkanaście minut na spakowanie bagażu. Przerażeni ludzie brali w zawiniątka żywność i trochę odzieży chwytali obraz z Matką Boską lub jakiś cenny przedmiot. Zostawiali dorobek całego życia: żywy inwentarz, nieruchomości, sprzęt rolniczy. W ciągu piętnastu minut ich dotychczasowy świat ulegał zagładzie. Swoich rodzinnych stron nie zobaczyli już nigdy.
O transporcie w nieznane, w nieludzkich warunkach, opowiadała pani Maria Sobolewska.
Wysiedleni Polacy byli dowożeni furmankami, samochodami lub saniami do stacji kolejowych. Tam już czekały na nich wagony towarowe. W każdym wagonie prycze, żeliwny piecyk i wycięty otwór w podłodze. Do takiego wagonu upychano nawet 60 osób. Miejsca zsyłki nie znali. Posiłki wydawano raz na kilka dni, wydzielano też wodę, dwa wiadra dziennie na wagon.  Ogromny tłok, brak higieny, choroby,  a podczas pierwszej wywózki także siarczyste mrozy, to wszystko przełożyło się na dużą ilość zgonów już w czasie transportu. Umierały zwłaszcza dzieci i osoby starsze, ich zwłoki zostawiano przy torach kolejowych, bez żadnego pochówku. – Mnie wywieźli jako dziesięciomiesięczne dziecko – wspominała Maria Sobolewska. – Wieźli nas furmankami w wielki mróz, potem ładowali do bydlęcych wagonów, here is an explanation. W drodze co jakiś czas sprawdzali, kto nie dawał oznak życia, od razu był wyrzucany. Przyszedł Rosjanin, popatrzył na mnie: ją trzeba wyrzucić – zawyrokował. Na to moja babcia zaczęła prosić: nie, ona rączką ruszyła – o tym wydarzeniu pani Maria opowiedziała młodzieży już po zakończeniu spotkania, podczas oglądania zdjęć. Emocje były tak duże, że w oczach Honorowego Prezesa pojawiły się łzy.

Maria Sobolewska i Wojciech Witek trafili na „nieludzką ziemię” jako dzieci, prezes Witek miał wówczas sześć lat.  Wywieziony z rodziną na Syberię, pracował na równi z dorosłymi, żeby dostać kawałek chleba. We wspomnieniach Sybiraków zawsze obecny jest głód i mróz. Powtarzają, że nie mieli co jeść, ani w co się ubrać. Maria Sobolewska przejmująco opowiadała o kilkuletniej poniewierce, najpierw w Kazachstanie, później w Afryce. A po powrocie do ojczyzny wcale nie było lepiej, szykanowanie tych, którzy przeżyli Syberię i powrócili do kraju, trwało niemal przez cały okres PRL. Młodzież dowiedziała się także, na czym polega obecna działalność Związku Sybiraków this site explains. Przykre jest to, że ludzie odchodzą zabierając ze sobą swoje cenne wspomnienia, w wołomińskim Kole jest już tylko piętnaście osób.  Podsumowując spotkanie pani Maria Sobolewska powiedziała do młodzieży: – My przeżyliśmy bardzo ciężki czas i teraz zawsze powtarzam młodym – wolność nie jest dana raz na zawsze, trzeba o nią dbać.

Organizatorzy dziękują Panu Burmistrzowi Robertowi Roguskiemu za objęcie spotkania patronatem, Panu Dyrektorowi Tomaszowi Szturo za życzliwość i gościnność, a Nauczycielom i Uczniom ZS nr 3 dziękujemy za zainteresowanie tą bolesną kartą w dziejach naszej historii.

 

IMG_7317 IMG_7326